O tym, że przed internautami nic nie da się ukryć przekonało się już wielu. Kompromitujące zdjęcia, kilka wypowiedzianych za dużo słów, skrzętnie ukrywane fakty z życia „prywatnego” – łudzą się ci, którzy sądzą, że żądanie usunięcia niewygodnych dla nich treści spotka się przychylną reakcją cyberspołeczności. Wszelkie starania niweczy działanie tzw. efektu Streisand.
Mój dom moją twierdzą
Pomimo
iż zjawisko jest powszechne i dobrze już znane, jego nazwa i definicja wciąż pozostają
„robocze”. Efektem Streisand nazywamy wszystkie te sytuacje, kiedy próby
cenzurowania lub usuwania pewnych informacji (plików, zdjęć czy nawet całych
stron internetowych) prowadzą do sytuacji zupełnie odwrotnej. Zgodnie z Biblijną zasadą zakazanego owocu –
ocenzurowane treści smakują najlepiej, tak więc zamiast zniknąć w krótkim
czasie rozpowszechniają się wśród szerokiego grona internautów.
I
rzeczywiście jest to zjawisko stare jak świat, jednak w popkulturze zaczęto je
określać mianem efektu Streisand po słynnej aferze z udziałem aktorki i
piosenkarki Barbary Streisand, która
definitywnie opowiedziała się przeciw rozpowszechnieniu zdjęć dokumentujących erozję wybrzeża USA, na których z lotu
ptaka zarejestrowana została, do tej pory anonimowa, posiadłość zainteresowanej.
Prawnicy celebrytki zażądali 50 milionów dolarów odszkodowania, co automatycznie
przyczyniło się do wzrostu odsłonięć i pobrań wcześniej bliżej nieokreślonego
„Image 3850”.
Królewskie „smaczki”
Rozgłos towarzyszący poszukiwaniu
takiej, choćby błahej, informacji wpływa na wrażenie zwiększania się jej
„wartości” dla potencjalnych odbiorców, co w efekcie przekłada się na wzrost
jej popularności
– każdy chce mieć udział w sprawie, przy okazji sprawdzając, co takiego jest
przedmiotem sporów. Ta sama zależność zaistniała w przypadku zdjęć topless księżnej
Cambridge, Kate Middleton. Wypoczynek we Francji? Tam paparazzi także czyhają
na zdobycz. Nagość nagością, ale jak wskazują opublikowane przez „Forbes” dane
pochodzące z analiz
narzędzia TopsyPro zdjęcia same w sobie niczyjej uwagi specjalnie nie
przykuwały. Zainteresowanie internautów wcale bowiem nie pojawiło się
automatycznie w dniu ich opublikowania we francuskim magazynie „Closer”. Tym
jednak, co sprawiło, że zdjęcia stały się niepodważalną sensacją, była reakcja
ze strony brytyjskiej rodziny królewskiej. Groźba pozwu sądowego uaktywniła
internautów.
Nietwarzowa Beyoncé
Księżną
Cambridge internauci potraktowali bardzo łagodnie. Mniej wyrozumiałości
znaleźli dla amerykańskiej wokalistki Beyoncé, której niekorzystne ujęcia
twarzy zarejestrowane podczas występu w
przerwie finału XLVII finału Super Bowl obiegły internetowy światek w
postaci prześmiewczych memów. Dziennikarze
portalu BuzzFeed sporządzili zestawienie zdjęć pokazujących wysiłek i
zaangażowanie artystki w występ.
Ujęcia
jednak nie przypadły do serca artystce, mogły się wszak stać ujmą na jej wizerunku!
Prawnicy zwrócili się do redakcji z prośbą o usunięcie niekorzystnych
fotografii, w odpowiedzi Buzzfeed upublicznił prośbę… i lawina ruszyła.
Beyoncé jako zawodnik sumo, jako skorupiasty doktor
Zoidberg, kosmita z popularnego serialu animowanego, a dalej… Beyoncé a’la Corleone, Spielbergowski E.T., a
nawet Mona Lisa z nieco wykrzywionymi wargami. To tylko kilka z nowych wcieleń,
w jakich internauci widzą gwiazdę. Co na to bohaterka internetowej galerii? Do
powiedzenia zbyt wiele nie ma, bo internet nie zapomina. W sprawie usunięcia
niewygodnych fotografii internauci odpowiadają zgodnie: To się nie uda.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz